,.

Warto się reklamować z pakietREKLAM.pl

Warto się reklamować z pakietREKLAM.pl
http://facebook.com/pakietreklam http://pakietREKLAM.pl
niedziela, 30 września 2007

Wąbrzeska Kolejka Powiatowa

Miło mi poinformować, że w dniu dzisiejszym na stronie http://wabrzezno.org dokonałem aktualizacji artykułu o Wąbrzeskiej Kolejce Powiatowej. Artukuł został wzbogacony o nowe zdjęcia i fakty. Zapraszam do zapoznania się z jego treścią. Artykuł ten jest dostępny na stronie http://wabrzezno.org w dziale Różności pod linkiem Historia kolejki. Jako jeden z niewielu, jest dostępny dla wszystkich użytkowników - bez rejestracji. Administrator strony http://wabrzezno.org
-- Pozdrawiam .:: Robert Prusakowski ::. .:: www: http://wabrzezno.org ::. .:: email: briesen(at)o2.pl ::.
piątek, 21 września 2007

Zapraszam na stronę wabrzezno.org

Po pewnych modyfikacjach design'u, wprowadzeniu kilku usprawnień w działaniu strony, zapraszam ponownie na stronę http://wabrzezno.org.
Aby przeglądać całą zawartość strony wymagana jest krótka procedura rejestracji i późniejsze zalogowanie się.
Te obostrzenia wynikają z tego, że: po pierwsze, ochrona zawartości strony przed zwykłymi "kopiowaczami" jej zawartości, po drugie, każdy zarejestrowany użytkownik będzie otrzymywał mailowo informacje o nowościach na stronie http://wabrzezno.org i po trzecie, każdy zarejestrowany użytkownik ma możliwość dodawania komentarzy i ocen każdego z artykułów znajdujących się na stronie.
Zapraszam do zapoznania się z zawartością mojej strony, jej komentowania i oceniania.
Przy stronie działa również forum, na które serdecznie zapraszam.
Robert

Noc wilkołaka nadejdzie wkrótce?

Człowiek zamieniający się podczas pełni księżyca w krwiożercze zwierzę. Czyhający tuż za rogiem potwór o głowie dzika lub świni.

image

W jakiejkolwiek postaci ci się ukaże, możesz być pewny, że padłeś ofiarą przerażającej plotki.

Niesłychana historia krąży po gminie, nie omijając nawet stróżów prawa.

- Otrzymujemy alarmujące telefony od mieszkańców. Wszystkich uspokajamy. Nie znaleźliśmy żadnych śladów. Nie mamy żadnych namacalnych dowodów na istnienie wilkołaka - mówi Marek Janowski, rzecznik wąbrzeskiej policji.

Cały artykuł dostępny na stronach Nowości

środa, 19 września 2007

I Wąbrzeski Rajd Rowerowy

Plac Jana Pawła II (Rynek)  Start godz. 9.00

Urząd Miejski Wąbrzeźno oraz Ewa i Gustaw Budzyńscy serdecznie zapraszają 22 września 2007 r. na I Wąbrzeski Rajd Rowerowy: Wąbrzeźno - Myśliwiec - Dębowa Łąka.
  • Podczas rajdu przewiduje się ognisko w Dębowej Łące.
  • Przed rajdem należy sprawdzić stan  techniczny roweru.  
  • Impreza może zostać odwołana ze względu na złe warunki atmosferyczne. Na wszelki wypadek prosimy o zabranie nakryć przeciwdeszczowych.
  • Dzieci bez karty rowerowej jadą pod opieką dorosłych.  
  • W miarę możliwości prosimy o zabranie kasku.
  • Długość trasy ok. 30 km.
  • Podczas rajdu należy przestrzegać przepisów o ruchu drogowym. Każdy uczestnik rajdu startuje na własne ryzyko i odpowiedzialność.
Dodatkowe informacje pod nr tel.  6884528, 6881501.

piątek, 14 września 2007

Kto widział wilkołaka?

Wielu mieszkańców powiatu wąbrzeskiego się śmieje, ale są i tacy, co na wszelki wypadek po zmroku nie wychodzą z domów...


Jedno z wyobrażeń wilkołaka, człowieka przemienionego w okrutne zwierzę, nocą porywające i pożerające ludzi oraz domowe zwierzęta. Postać ta pojawia się już w starożytnej Grecji, a potem w kulturze ludowej całej Europy. (Archiwum)

Podobno głowę ma świńską, racice sarnie, ale poza tym wygląda jak duży pies. Od kilku dni coraz głośniej mówi się, że w lasach powiatu grasuje... wilkołak!

Najpierw ktoś widział w lesie wypatroszone zwierzęta. Potem coś zagryzło kilka świń w okolicy, a jakiś chłopak z pobliskiej wsi dostrzegł stworzenie, które na jego widok umknęło w pole kukurydzy.

- To wilkołak! - gruchnęła plotka

- Nie widziałaś na filmie? Są owłosione i mają ogromne kły - we wtorek po południu ekspedientka sklepu odzieżowego na wąbrzeskim Rynku przekonywała koleżankę z pracy. - I grasują tylko o północy, przy pełni księżyca - całkiem poważnie dopowiadała kobieta. Takie rozmowy usłyszeć można w różnych zakątkach Wąbrzeźna i powiatu. O wilkołaku można także poczytać na internetowym forum "Gazety Pomorskiej".

więcej...
http://www.gpmedia.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/po/20070914/GRUDZIADZ01/109140370/-1/grudziadz
czwartek, 13 września 2007

Wilkołak przychodzi nocą

Wielu uśmiecha się z pobłażaniem, ale są i tacy, co po zmierzchu wolą zostać w domach.

A pod Wąbrzeźnem prawdziwy strach... Wilkołak? 

Oni całkiem poważnie powtarzają: - W okolicy grasuje wilkołak!

Ktoś go widział: wygląda jak duży pies, choć ma racice, głowę świni, a raczej dzika. To on zagryzł zwierzęta znalezione w lesie. I nocami świnie gospodarzom z powiatu podkrada. Skoczył też na maskę radiowozu, a potem uciekł w pole kukurydzy...

czytaj dalej...
http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20070913/REGION/70913056

Brońmy wilkołaka z Nielubia

Podobno po obławie wojska i policji wkurzony wilkołak postanowił zademonstrować swoją frustrację i walczyć o prawa wilkołaka :)
Wyrysował wielki krąg w kukurydzy. Zamierza zbierać podpisy pod petycją do prezydenta aby objął go ochroną. Podobno dziś o północy będzie czekał na chętnych do podpisania się pod sklepem w Nielubiu. Wesprzyjmy go.

niedziela, 9 września 2007

Wilkołak

Ostatnio doszły mnie słuchy o krążącym po okolicy Wilkołaku. Podobno wykrada i zabija zwierzynę z gospodarstw. Szczególnie upodobał sobie świnie. Może kanibal to jakiś, bo legenda mówi że sam Wilkołak ma głowę właśnie świni. Pogoda deszczowa zmusza go do chodzenia z wiadrem na głowie. Plotka mówi że w czasie zbiorów kukurydzy w okolicach Nielubia (tam go widziano i tam giną świnki) rolnicy mają zgodę na użycie broni palnej (myśliwskiej) w sytuacji zagrożenia. Jak to usłyszałem zaraz nasunął mi się na myśl film, który kiedyś oglądałem: "Dzieci kukurydzy". Pewnie autor tej plotki przypomniał sobie o filmie i śmieje się w duchu nasłuchując i przypatrując się z boku paranoi jaka ogarnia mieszkańców okolicznych wsi. Jako że ostatnio kręcę się często po okolicy Nielubia i widuję te pola kukurydzy zacząłem się rozglądać za wilkołakiem. Pewnie bym o historii Wilkołaka nie wspominał ale dziś jednego widziałem. Jechał sobie spokojnie na rowerze. No nie do końca spokojnie i nie do końca jechał, i nie miał wiadra a padało jak z cebra, ale mówię Wam Wilkołak jak malowany :)

--
marguine
czwartek, 6 września 2007

Theodor Kühn

Ciekawa historia niejakiego Theodora Kühn vel Teodora Kalinowskiego. Co ma wspólnego z Wąbrzeźnem, to że Teodor uczył się w naszym mieście a jak również Gestapo ujęło go w Wąbrzeźnie, sami poczytajcie tę interesującą historię. WYGRAŁ Z HITLEREM

Nieprawdopodobną historię, która jest gotowym scenariuszem filmowym, ujawniamy po raz pierwszy. Przez kilkadziesiąt lat była schowana w archiwach, choć dla jej bohatera powinno być miejsce w podręcznikach historii. Wszystko wydarzyło się naprawdę, nawet jeśli wydaje się to niemożliwe. Sprawa czasami przypomina historię dobrego wojaka Szwejka, ale stare dokumenty nie śmieszą, tylko pachną krwią.

Theodor Kühn, szeregowiec dwunastego batalionu pierwszej kompanii 192. Dywizji Piechoty zgłasza się do raportu - wyrecytował regulaminową formułkę wysoki, szczupły żołnierz. (Tak zapewne było, chociaż mogło być inaczej w szczegółach).

Był wiosenny poranek, 11 maja 1941 roku. Na placu apelowym Hindenburg Kaserne (koszar imienia Hindenburga) w Schwerinie (Meklemburgia) oficerowie ustawiali w czworobok nowych, młodych żołnierzy, którzy od kilku dni zjeżdżali do koszar z kartami powołania z całych Niemiec, także z terenów wcielonych do Rzeszy po podboju Polski.

Zgłaszającym się do raportu był 23-letni Theodor Kühn z Sierpca.

- Bitte (proszę) - zgodził się oficer.

- Oświadczam, że nie jestem w stanie spełniać obowiązków niemieckiego żołnierza, zgodnie ze swoim sumieniem - powiedział rekrut.

Zapanowało milczenie.

- Du bist idiot? (czy jesteś idiotą?) - zapytał oficer.

- Uprzejmie melduję, że nie!

- Żandarm! - krzyknął oficer. Zastukały buty i zabrzęczały blachy z numerami, zwisające z łańcuchów na szyjach nadbiegających dyżurnych żandarmów.

- Odprowadzić szeregowca na odwach! - rozkazał przełożony.

- Dowódca kompanii pobiegł do dowódcy pułku i zameldował o niezwykłym wypadku. Zaalarmowano oficera dywizyjnej Abwehry (kontrwywiad). Jeszcze tego samego dnia w dowództwie przesłuchano rekruta.

Tajna sprawa

W pokoju dowódcy pułku Theodor Kühn napisał 11 maja 1941 roku podanie o zwolnienie go ze służby w Wehrmachcie, gdyż nie czuje się Niemcem, a z racji służby w Wojsku Polskim nie może służyć w niemieckim.

15 maja 1941 roku o godz. 18 szeregowiec Theodor Kühn został aresztowany.

W trzy dni później napisał pierwsze z licznych pism i próśb, którymi od tej pory zasypywał wojskowe i cywilne instytucje. Było zaadresowane do Biura Ewidencji Ludności w Sierpcu, Kühn zawiadamiał urząd, że postanowił zmienić swoją przynależność państwową na - "jeśli to możliwe" -status "bezpaństwowca". Drugi list z 'tego samego dnia skierowany był do Arbeitsamtu (urzędu pracy) w Sierpcu z prośbą o zwolnienie go z pracy, ponieważ nie może spełniać "obowiązków Niemca, zgodnie ze swoją wolą i sumieniem".

21 maja 1941 roku Kühn stanął przed sądem 192. Dy-wizji Piechoty w Schwerinie. Przesłuchiwał go oficer sądowy, leutnant Kautsch.

Theodor Kühn urodził się 15 sierpnia 1918 roku w Polsce, w Zalesiu, w powiecie mławskim. Mieszkał w Studzieńcu (powiat sierpecki). Ojciec, Emil Kühn, właściciel młyna, był Niemcem. Matka, Marta z Dreźlińskich - Polką. Chodził do szkoły średniej w Toruniu i Wąbrzeźnie. Maturę zdał w 1938 roku. W październiku 1938 roku został powołany do wojska, do szkoły podchorążych przy 4. Dywizji Piechoty w Brodnicy. W czerwcu 1939 roku został kapralem podchorążym, w sierpniu tego roku przeniesiono go do 63. pułku w Toruniu. Z tą jednostką wyruszył na front, po ataku Niemców na Polskę we wrześniu 1939 roku. Po dwóch tygodniach wojny znalazł się w 30. Dywizji Piechoty w broniącej się twierdzy w Modlinie. Twierdził, że został awansowany na podporucznika. Zanim wzięto go do niewoli, zniszczył dokumenty. Uciekł i powrócił do miejsca zamieszkania - Głowińska (powiat sierpecki), gdzie był zameldowany do 1 maja 1940 roku.

Dziedziczny upór

26 czerwca 1940 roku cała rodzina Kühnów otrzymała w Sierpcu (dokąd prawdopodobnie się przenieśli) niemiecką przynależność państwową. Zostali wpisani na listę VD (volksdeutsche). Otrzymali 3 grupę (nie w pełni 100-procentowi Niemcy). Kühn został skierowany do pracy w Arbeitsamcie w Sierpcu. 4 kwietnia 1941 roku dostał powołanie do Wehrmachtu. Pojechał do dalekiego Schwerina. 2 maja wcielono go do 1. kompanii piechoty.

- Podpisałem listę VD, bo nie chciałem sprawiać kłopotów rodzinie - powiedział Theodor Kühn podczas przesłuchania przez oficera sądowego. Na zarzut, że uchyla się od służby wojskowej, oświadczył: - Jako polski oficer jestem związany moją przysięgą i dlatego nie czuję się na siłach, by pełnić służbę wojskową w niemieckim Wehrmachcie!

W trzy dni później, 21 maja 1941 roku, Theodor napisał list do matki:

- Spełniłem twoją prośbę, mimo że nigdy nie przypuszczałem, iż będę mógł ją wypełnić. Dodał, że liczy się ze sprawą sądową oraz wyrokiem i: prosił, aby matka usprawiedliwiła go przed ojcem i aby o jego losie nie mówić młodszemu bratu. Przesyłał ojcu i matce "pożegnalne" pozdrowienia.

W aktach znajduje się "wywiad rodzinny", podpisany przez żandarma Scheibitza z Sierpca. Zawiera charakterystykę rodziców Theodora Kühna i jego samego: rodzina niemiecko-polska, od dawna mieszkająca w tamtych stronach. Ojciec zna niemiecki dość dobrze, matka - "zatwardziała Polka" - nie mówi w ogóle po niemiecku. Ojciec określa syna jako trochę dziwaka, który jeśli coś postanowił, to realizował bez względu na przeszkody.

"Polskiej krwi i wychowany w polskim duchu przez matkę, po ojcu odziedziczył upór i bezwzględność" - brzmiała opinia żandarma Scheibitza o Theodorze Kühnie.

Do dowództwa pułku w Schwerinie 24 lipca 1941 roku dotarło pismo z Arbeitsamtu w Sierpcu o zwolnieniu Kühna z pracy w trybie natychmiastowym z powodu sabotowania "służby pracy" - miał ludność polską powiadamiać o terminach wywózek "na roboty".

Donos na Kühna złożył volksdeutsch Kazimir Rositzki.

Kühn, choć dwa miesiące wcześniej sam chciał się zwolnić z pracy, skontrował pismo Arbeitsamtu: - Nie musiałem nikogo uprzedzać o wywózkach; ludność wiedziała, co wcześniej było w Płocku i sama się kryła. Terminy transportów były tajemnicą służbową, znaną tylko kierownikowi Arbeitsamtu.

Winny przecieków był -sugerował Kühn - kierownik Arbeitsamtu, który "wolał zajmować się utrzymywaniem stosunków z polskimi babkami". Kühn zażądał dowodów na zarzucony mu sabotaż skierowanie sprawy do sądu.

Fatalne pochodzenie

- Od trzech miesięcy jestem w areszcie, gdzie traktuje się mnie uprzejmie i taktownie, co daje mi możność podziwiania wielkości niemieckiego Wehrmachtu i niemieckiego narodu - napisał Theodor Kühn 15 sierpnia 1941 roku do oficera sądowego. - Chciałbym wyjaśnić swój stosunek do walki niemieckiego naród o przyszłość Europy. Żałuję że moje - polskie ze stron matki - pochodzenie, wychowanie i złożenie przysięgi ni pozwalają mi w tym uczestniczyć. Moja przysięga jest dla mnie czymś świętym, a honor osobisty nie pozwala mi walczyć nawet po stronie zwycięskiego przeciwnika. Nie oznacza to, że nie chcę być Niemcem w przyszłości i że nie chcę wprowadzenia nowego porządku w Europie. Mogę przecież podjąć pożyteczną pracę, do której dorastam. Ale chociaż życzę Niemcom najlepszych sukcesów, to kocham swoją Ojczyznę i żądanego ode mnie obowiązku służby wojskowej pełnić nie mogę. W związku z tym wiem, że mogę być ukarany, ale myśl, że postępuje zgodnie z honorem, dodaje mi sił i wytrwałości. Wiem, że w tej sytuacji nie mogę być volksdeutschem i zrzekłem się już tego. Wole dzielić gorzki los zwyciężonych niż maszerować - wraz ze zwycięzcami, skoro nie będę zdolny do ich wielkich wzruszeń. Kühn prosił o zakończenie postępowania i - jeśli będzie taka potrzeba - wymierzenie mu kary.

- Niczego nie chcę ukrywać i dlatego stwierdzam, że mój sposób myślenia się nie zmieni. Jeśli wojna się skończy i w sytuacji Polski nic się nie zmieni, to wówczas w zgodzie ze swoim sumieniem stanę po stronie Niemiec, aż do śmierci. Wcześniej, niestety, nie - zakończył niedoszły żołnierz.

Aresztant otrzymał krótką odpowiedź: jego prośba o unieważnienie wpisania na listę volksdeutschów nie może być spełniona.

Do aresztu sprowadzony został za to polski oficer--jeniec, który miał sprawdzić, czy Kühn rzeczywiście ukończył szkołę podchorążych. Egzamin wypadł dla aresztanta pozytywnie.

Kühn natychmiast wysłał pisma do dowódcy, żądając wypuszczenia z aresztu (uwięzienie uzasadniano m.in. brakiem pewności, iż jest naprawdę polskim podchorążym).

Cały czas postępowałem po rycersku - napisał Kühn, domagając się zakończenia postępowania przeciwko niemu -i proszę o to samo. Zakładam, że chyba przedstawiciele narodu przodującego w Europie pod względem kultury nie sądzą, że areszt zmieni moją odmowę (służenia w Wehrmachcie).

Obrońca Hitler

Kühn poprosił o dostarczenie mu do celi lektury -ówczesnej niemieckiej Biblii, dzieła Adolfa Hitlera - "Mein Kampf" (Moja walka). Dostał ten liczący kilkaset stron tom. Zgłębianie myśli wodza zaowocowało pismem z 22 października 1941 roku do dywizyjnego sądu.

- Stanowisko moje zgodne jest również z myślami Führera, będącymi przecież dla Niemców Świętą Ewangelią, pozwalam więc sobie na to zwrócić uwagę sądowi. Może ten fakt będzie miał dla sądu decydujące znaczenie - napisał Kühn. Powoływał się na "Mein Kampf", które w obszernych fragmentach przytaczał. Strona 42 - "unarodowienie"

(nie może być członkiem na-rodu niemieckiego człowiek innej narodowości); strona 311 - "naród i rasa" (to jedność); strona 442 - "niższość bastardów" (mieszaniec nigdy nie będzie pełnowartościowy - "ja przecież jestem takim bastardem" - napisał Kühn); strona 443 - "niebezpieczeństwo pomieszania ras" (trzeba strzec czystości rasy); strona 461 - "państwo i wychowanie" (tylko niemieckie państwo wychowuje niemieckiego obywatela) itp.

- Nie potrzebuję już obrońcy; moim obrońcą jest sam Führer! - stwierdził Kühn. 25 listopada 1941 roku ubrano go w mundur Wehrmachtu, który wieczorem zdjął i wyrzucił przed drzwi celi. Dołączył do niego pismo do sądu dywizji.

- Prosiłem o bieliznę pościelową - wyjaśniał. - l zapewne zaszło nieporozumienie, gdyż 25.11. rano, zaprowadzono mnie do kompanii i kazano się umundurować. Rozkaz spełniłem i po odprowadzeniu do aresztu, do godziny 22 byłem w mundurze. Potem odesłałem go do magazynu. Jako polski żołnierz nie mogę nosić obcego munduru. Ponadto, gdybym jako Polak nosił taki mundur, to obrażałbym tym samym uczucia narodu niemieckiego. Byłoby to sprzeczne z zasadami Führera, wyrażonymi w "Mein Kampf". Na marginesie dodaję, że od 15 maja 1941 roku przebywam w areszcie w ubraniu cywilnym, które mi w zupełności wystarcza. Jeśli to nie jest zgodne z prawem, to proszę o odesłanie mnie do aresztu cywilnego. Ponieważ nie znam niemieckiego prawa, bez pomocy adwokata mogę się bronić tylko pasywnie -odmawiając noszenia munduru.

Następnego dnia obsługa aresztu przyniosła Kühnowi do celi 3 marki 40 fenigów żołdu (w związku z ubraniem w mundur uznano, że należy mu się też żołd). Kühn natychmiast napisał list do dowódcy: ponieważ bez jego "wiedzy i podpisu" wręczono mu żołd, odmówił przyjęcia pieniędzy i zwrócił je z prośbą o przekazanie na Niemiecki Czerwony Krzyż lub na Pomoc Zimową. W celi ostentacyjnie uczył się języka angielskiego.

Kłopot armii

Brązowy tom akt dotyczący Theodora Kühna przechowywany był najpierw w archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, potem w Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, teraz leży gdzieś na półce w Instytucie Pamięci Narodowej.

Nikt nigdy tym niezwykłym przypadkiem się nie zainteresował. Teczka opatrzona pieczęciami "Geheime Reichsache" ("tajna sprawa państwowa") zawiera dziesiątki pism, telegramów, dalekopisów. Kursowały między Schwerinem, Berlinem, Szczecinom i Królewcem (siedziba Abwehry), Płockiem, Sierpcem, Ciechanowem. Przypadek Theodorą Kühna zaskoczył niemiecką biurokrację wojskową. Trzeba oddać jej sprawiedliwość, że choć była tajna, szukano wyjścia w przepisach prawa, a nie przy pomocy plutonu egzekucyjnego.

Wojskowi prawnicy posłużyli się oświadczeniem władz administracyjnych z Sierpca, które stwierdziły, że Theodor Kühn jest volksdeutschem grupy 4 (najgorsza, nie dająca żadnych większych praw, prócz "niemieckich" kartek na żywność). Zakwalifikowanie go do grupy 3 (jej członkowie mogli służyć w Wehrmachcie), określono jako nieporozumienie wynikłe z bałaganu. Wydział prawny Naczelnego Dowództwa Sił Zbrojnych wydał 8 grudnia 1941 roku opinię dotyczącą Theodora Kühna. Dołączono cytaty z przepisów, rozporządzeń, kodeksów, ustaw itp. Prawnicy Wehrmachtu stwierdzali autorytatywnie:

1. Kühn, jako volksdeutsch przeniesiony do czwartej grupy (jej członkowie nie podlegali poborowi) powinien być zwolniony z Wehrmachtu, zgodnie z rozporządzeniem Oberkommando der Wehrmacht z 16 maja 1941 roku, polecającym przerwanie służby już wcielonych do Wehrmachtu volksdeutschów 4 grupy (rozporządzenie zostało wydane w 5 dni po wybuchu afery z Kühnem. Nagły tryb jego ogłoszenia pozwala przypuszczać, że był to efekt odmowy służby przez rekruta z Sierpca - przyp. A.G).

2. Mimo że Theodor Kühn został niesłusznie wcielony do Wehrmachtu, to z chwilą powołania podlegał rygorom dyscypliny wojskowej, którą naruszył, wykazując nieposłuszeństwo odmową noszenia munduru oraz złożenia przysięgi i dlatego powinien być ukarany dyscyplinarnie.

3. Należy wystąpić do landrata (starosty) w odebranie Kühnowi "zielonego ausweisu" (dowodu osobistego) i wydanie "czerwonego ausweisu" VD grupy 4. Dowódca 192. dywizji piechoty generał Petri odetchnął z ulgą. 15 grudnia 1942 roku wydał rozkaz o "odstąpieniu od ścigania karnego Theodora Kühna i ukaraniu go z powodu nieposłuszeństwa 3 tygodniami obostrzonego aresztu, odbytego już w areszcie śledczym oraz o wydaleniu go z Wehrmachtu".

Następnego dnia Kühn wyszedł za bramę koszar w Schwerinie.

Zagroził Rzeszy

Jego pojawienie się w Sierpcu zaalarmowało tamtejsze gestapo i władze administracyjne. Wehrmacht pozbył się kłopotu, ale akta sprawy Kühna przesłał do lanadrata (starosty) w Sierpcu, który natychmiast zawiadomił szefa gestapo rejencji (województwa) rezydującego w Ciechanowie radcę rządowego Pulmanna. Landrat przesłał Pulmannowi akta z adnotacją: "treść mówi sama za siebie". Dopisał, że tego Polaka winno się osadzić w obozie karnym. Gestapowiec nakazał aresztować Kühna. Ujęto go w Wąbrzeźnie, na fotelu u dentysty i osadzono w Płocku.

Decyzja zapadła w Berlinie, w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA). 17 marca 1942 roku, do siedziby gestapo w Płocku, dalekopisem nadszedł rozkaz szefa RSHA Reinhardta Heydricha nakazujący zastosować wobec Theodora Kühna "areszt ochronny" i uwięzić go w obozie koncentracyjnym Auschwitz :

"Na podstawie ustaleń policyjnych (stwierdzono), że zagraża swoim zachowaniem bezpieczeństwu Rzeszy przez to, że z uwagi na swoje fanatyczne polskie nastawienie stwarza możliwość szkodzenia interesom niemieckim, pozwalając przypuszczać, że gdyby pozostał na wolności, ponownie zająłby się działalnością na niekorzyść Rzeszy."

Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy zawiadomił wszystkich zainteresowanych (od dywizji w Schwerinie po starostę Sierpca) o wysłaniu Kühna do obozu w Oświęcimiu.

Kühn napisał list do ojca. Prosił o interwencję w płockim gestapo i o adwokata. Zawiadamiał, że nie będzie wolno mu dostarczać paczek.

- Bądźcie spokojni - napisał do rodziców. - Swój los znoszę jak mężczyzna. Jeśli chcecie, możecie się do mnie nie przyznawać.

List zatrzymała cenzura.

Bunkier w Oświęcimiu

Theodor Kuhn został wysłany do Oświęcimia 8 kwietnia 1942 roku. Administracja obozowa odnotowała, że 24 kwietnia otrzymał numer obozowy 32 618 i został zarejestrowany jako "Polak polityczny".

Listy do Reichsführera SS Heinricha Himmlera z prośbami o uwolnienie syna-Haftlinga (więźnia) KL Auschwitz, nr 32 615, blok 6 B - zaczął pisać ojciec, Emil Kühn. Powoływał się na niemieckie pochodzenie.

Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy zawiadomił 19 lutego 1943 roku płockie gestapo, aby poinformowało Emila Kühna, iż jego prośby załatwiano negatywnie: "składanie dalszych podań jest bezcelowe i nie będzie na nie odpowiedzi".

Od kwietnia 1942 roku co kwartał przedłużano Kühnowi areszt ochronny na kolejne trzy miesiące. Ojciec w listopadzie 1943 roku przysłał do Himmlera legitymację volksdeutscha 3 grupy z prośbą o wręczenie jej synowi i zwolnienie go z obozu. Ale Kühn oświadczył, że czuje się Polakiem. Za to ukarany został "bunkrem". Byt to kacet w bloku 11 (siedziba słynnej Strafkompanie - karnej kompanii, która wykonywała wyroki śmierci), w którym więźniów zamykano w przypominających szafy celach - mogli w nich tylko stać, jako dodatkową karę nie dostawali jedzenia. Wyjście żywym z bloku śmierci graniczyło z cudem. W "bunkrze" stracił życie ojciec Maksymilian Kolbe. Kühn siedział w "bunkrze": od 8 do 18 listopada 1943 roku. Wytrzymał.

4 maja 1944 roku Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy zawiadomił administrację obozu, że "Theodora Kühna od tej pory należy traktować jako Polaka". Ostatni dokument w teczce sprawy Kühna to decyzja, obozowego gestapo z 8 czerwca 1944 roku: "nie może być przed końcem wojny zwolniony z obozu".

Jednak przeżył

Kiedy w końcu lat 80. natknąłem się w archiwum GKBZH w Polsce na akta Theodora Kühna, poprosiłem muzeum w Oświęcimiu o informacje o jego losach. Oświęcimscy archiwiści wiedzieli tylko, że ukarano go "bunkrem".

- Nie przeżył- pomyślałem. Sprawdziłem jeszcze w centrali poszukiwawczej Czerwonego Krzyża w Arlosen w Niemczech.

- Przeżył - odpowiedziano na początku lat 90.

W styczniu 1945 roku Theodor Kühn został ewakuowany wraz z innymi więźniami na Zachód, transport dogoniła sowiecka ofensywa. W 1977 roku Teodor Kühn-Kalinowski (podał takie brzmienie nazwiska) napisał do Arlosen z prośbą o potwierdzenie jego pobytu w Oświęcimiu. Mieszkał wtedy w Płocku. Odszukałem płocki numer telefonu Teodora Kalinowskiego. Ale słuchawkę podniósł ktoś inny, kto mieszkał pod tym adresem i telefon należał do niego. Nic nie wiedział o-poprzednim lokatorze.

Szukałem śladów rodziny Kühnów w Studzieńcu, Zalesiu, Sierpcu. Nikt o nich nie pamiętał. W Płocku na nazwisko Kalinowski było zarejestrowanych ponad 80 telefonów. Do większości zadzwoniłem, ale ludzie nie mieli nic wspólnego z Theodorem Kühn-Kalinowskim.

- Chyba wyjechał do Niemiec - usłyszałem w płockim urzędzie miejskim.

Jeśli tak się stało, byłby to największy absurd tej historii.

Andrzej Gass

(pierwodruk w "Kulisach" nr 15 z 12 kwietnia 2001 r.)

http://www.sierpc.com.pl/sr/3_2001/wygral.html

Odległości od Wąbrzeźna, rozkład PKP Wąbrzeźno

Do działu linki dodałem stronę pokazującą orientacyjne odległości od Wąbrzeźna. Serwis okazuje się bardzo przydatny dla kierowców. Ponadto ze strony można trafić na mapy: fotoradarów, robót drogowych, czarnych punktów itp. Kolejną ciekawą pozycją jest rozkład jazdy PKP tablica odjazdów i przyjazdów pociągów.
środa, 5 września 2007

Historia zamku biskupiego w Wąbrzeźnie na tle historii miasta i ziemi chełmińskiej.

Historia zamku biskupiego w Wąbrzeźnie na tle historii miasta i ziemi chełmińskiej. Nazwa osady Wambrez występuje po raz pierwszy w dokumencie wystawionym 19 kwietnia 1246 roku przez wielkiego mistrza krzyżackiego Henryka von Hohenlohe, dotyczącym przyznania dóbr biskupowi Heidenreich. Wówczas to Wąbrzeźno, niewielka osada o charakterze wiejskim, stało się własnością biskupów chełmińskich, a jego mieszkańcy poddanymi biskupa z nałożonymi na nich powinnościami feudalnymi. Stan taki utrzymał się do 1773 roku, kiedy dobra biskupie przeszły na własność króla pruskiego w związku z I rozbiorem Polski. W 1303 roku biskup Herman z Pryzny rozpoczął budować zamek w Wąbrzeźnie, jednakże ukończył go biskup Mikołaj Afri, gdyż dopiero w 1321 roku po raz pierwszy na zamku wąbrzeskim został wystawiony dokument. Siedemnastowieczny historyk Krzysztof Hartknoch datuje jednak jego powstanie na 1312 rok, lecz niestety nie podaje źródła tej informacji. Składał się z trzech członów: Zamku Wysokiego o charakterze administracyjno-rezydencjonalnym oraz służebno-gospodarczego Przedzamku i Podzamku. Pod względem architektonicznym był ewenementem na ziemi chełmińskiej, albowiem budowany na wzór typowego zamku konwentualnego, jego wieża główna umiejscowiona była tuż przy wjeździe na zamek, co odbiegało od kanonu krzyżackiego, w którym wieża ostatniej obrony była wkomponowana w któryś z naroży. Rozplanowanie takie przypomina tylko zamek Westerburg w Saksonii. Zamek wąbrzeski był widownią wielu burzliwych wydarzeń historycznych. Król Polski Władysław I Łokietek w okresie wojny polsko-krzyżackiej (1327-1332) w czasie wyprawy odwetowej podjętej jesienią 1330 roku przeciwko zakonowi, zdobył, zniszczył i ograbił zamek. Wówczas to prawdopodobnie podczas tego ataku spłonęła osada i wybudowany z drewna pierwszy kościół farny. Wąbrzeźno w okresie tej wojny, a dokładnie w 1331 roku uzyskało prawa miejskie. Jest wysoce prawdopodobne, że to właśnie ten incydent i konieczność odbudowy osady wąbrzeskiej od podstaw w roku następnym, spowodowało, że biskup Otton wystawił przywilej lokacyjny, co w konsekwencji doprowadziło do powstania miasta. Chociaż do naszych czasów nie przetrwał oryginał, to jednak na podstawie późniejszych potwierdzeń można ustalić, że Wąbrzeźno lokowane było na prawie chełmińskim, a jego uposażenie wynosiło 40 łanów i równe było wiosce średniej wielkości, co było często stosowane w dobrach biskupich. Miasto posiadało władzę samorządową z radą i ławą sądową. Kompetencje tych władz były jednak ograniczone przez biskupa i jego urzędników. Biskup Otto pobudował również nowy kościół, tym razem murowany z kamienia polnego. Ślady tej budowli odnaleźć można w prezbiterium dzisiejszej fary, która na przełomie XIX i XX wieku przebudowana została w stylu neogotyckim. W połowie sierpnia 1409 roku w związku z zajęciem przez wojska krzyżackie ziemi dobrzyńskiej, wybuchła następna wojna polsko-krzyżacka, zwana wielką wojną. Biskupi chełmińscy mieli powinności militarne w stosunku do Państwa Krzyżackiego, gdyż daninę wojenną zarządzający wówczas diecezją biskup Arnold Stapil płacił dobrowolnie, co równało się w tym wypadku z uznaniem władzy zakonu. Z pisma tego biskupa z sierpnia 1409 roku wynika, że mieszkańcy Wąbrzeźna zobowiązani byli do służby wojskowej. Na żądanie wielkiego mistrza biskup chełmiński polecił swojemu wójtowi Bartoszowi zebranie wojowników z Chełmży i Wąbrzeźna oraz skierowanie ich do Brodnicy 15 sierpnia. Oddział ten w następnym roku, pod dowództwem tegoż biskupa, brał udział w bitwie pod Grunwaldem. 15 lipca 1410 roku chorągiew ziemi chełmińskiej walcząca po stronie wielkiego mistrza i została zdobyta przez wojska królewskie Władysława Jagiełły. Kolejna wojna z zakonem, zwana wojną głodową, wybuchła w 1414 roku. W związku z przeciągającym się na jesieni tegoż roku oblężeniem Brodnicy, wojska polskie plądrowały okoliczne wsie i miasteczka, nie oszczędzając dóbr biskupich, w tym również i Wąbrzeźna. Następna tragedia z 1422 roku w postaci tzw. wojny pruskiej również nie oszczędziła miasta. W pierwszej połowie sierpnia tegoż roku wojska królewskie zdobyły i spaliły miasto i zamek w Wąbrzeźnie, a następnie 15 sierpnia obległy i zdobyły Golub. 6 marca 1454 roku na mocy aktu inkorporacyjnego Prusy i ziemia chełmińska zostały przyłączona do Polski. 28 maja 1454 roku król Polski Kazimierz IV Jagiellończyk na rynku w Toruniu odebrał przysięgę wierności i hołd ziemi chełmińskiej. W akcie hołdowniczym wystawionym Kazimierzowi Jagiellończykowi przez przedstawicieli ziemi chełmińskiej wymieniona jest po raz pierwszy polska nazwa miasta. Trwająca 13 lat wojna wyniszczyła po raz kolejny ziemię chełmińską. W 1464 roku zaciężne wojska krzyżackie pod dowództwem Bernarda von Zinnenberg (Szumborskiego), po zdobyciu Golubia, udanym wypadem zajęły miasto i zamek w Wąbrzeźnie, a następnie je spaliły. Walki te zakończył II pokój toruński. W traktacie pokojowym z 19 października 1466 roku wymienione jest również Wąbrzeźno. Od tego momentu nazwa Fredeck występuje przez dłuższy czas sama i dotyczy głównie samego zamku. Wiek XVI był dla ziemi chełmińskiej, jak i dla Wąbrzeźna okresem względnego spokoju i normalizacji sytuacji, zarówno politycznej, jak i ekonomicznej. W odbudowanym już zamku 10 stycznia 1534 roku biskup chełmiński Jan Flashsbinder z Gdańska zwany Dantyszkiem, potwierdził stare i nadał nowe przywileje miastu. Do zamku wąbrzeskiego należały wówczas: Podzamek, Mszano, Zgniłobłoty, Myśliwiec, Prusy i Sitno. W 1558 roku biskup Piotr Kostka kazał sobie potwierdzić na nowo przez króla tytuł własności miasta. W czasie I wojny szwedzkiej (1625-1629) wojska szwedzkie w 1626 roku pod dowództwem feldmarszałka Karola Gustawa Wrangla zajęły Prusy Królewskie. Pomimo, że plądrowały one również i ziemię chełmińską oraz okolice Wąbrzeźna, zamek wąbrzeski nie ucierpiał. Szwedzi opuścili te tereny dopiero w 1635 roku po podpisaniu pokoju w Sztumskiej Wsi. 26 marca 1639 roku biskup Jan Lipski, przed wyjazdem do Łowicza, pisał na zamku wąbrzeskim dla swojego następcy, sprawozdanie ze stanu diecezji. Po tej dacie, zamek w wąbrzeski, nie jest już wymieniany w dokumentach biskupich, jednakże do połowy XVII wieku uznawany był za rezydencje biskupa. II wojna szwedzka tzw. "Potop" (1655-1660) nie oszczędziła już miasta. Przetrwał jedynie wymurowany z kamienia polnego kościół parafialny, do którego przeniesiono ocalałą z zamku, pochodzącą z ok. 1500 roku, gotycką rzeźbę przedstawiającą Matkę Boską z Dzieciątkiem. Spaliły się również wszystkie akta miejskie i przywileje, dlatego biskup Adam Koss w 1660 roku nadał miastu nową pieczęć miejską i zaopatrzył cechy miejskie w nowe pieczęcie i przywileje. Jego następca biskup Andrzej Olszowski w 1674 roku nadał miastu na 30 lat nowy przywilej. Wbrew legendzie zamek wąbrzeski nie ucierpiał zbytnio w czasie wojen ze Szwedami. Jego powolna lecz nieunikniona destrukcja spowodowana była przeniesieniem siedziby biskupiej przez biskupa Jakuba Zadzika do przebudowanego na "nowoczesną" barokową rezydencje zamku w Lubawie. W 1670 roku zamek wąbrzeski i jego kaplica były już tylko ruiną. Zamek nie był już odbudowywany i wraz z kluczem wąbrzeskim oraz miastem oddany został w administrację do folwarku w Sitnie. W 1676 roku nadawał się on jeszcze do odbudowy, lecz niestety nic w tym kierunku nie poczyniono. W 1700 roku Wąbrzeźno nawiedził pożar. Do odbudowy zachodniej części kościoła farnego, biskup Teodor Potocki, pozwolił używać już cegły z ruin zamku. W 1701 roku do Polski wkroczyły ponownie wojska szwedzkie w związku z toczącą się wojną północną (1700-1721), w którą wplątał Rzeczpospolitą król Polski i elektor saski August II zwany Mocnym. Ziemia chełmińska stała się wówczas znowu miejscem grabieży i samowoli wojsk, zarówno jednej, jak i drugiej walczącej strony. Stabilizacja nastąpiła dopiero po podpisaniu w 1721 roku pokoju w Nystadzie. Zamek w Wąbrzeźnie był już wtedy ruiną. 1 września 1727 roku w Chełmży, biskup Ignacy Kretkowski uznaje wszystkie prawa mieszczan nadane im zarówno przez krzyżaków oraz królów polskich, a zwłaszcza biskupów chełmińskich uznawanych za prawnych właścicieli miasta. W czasie wojny siedmioletniej (1756-1763) w 1758 roku rosyjski generał Fermor zajął i okupował ziemię chełmińską do 1764 roku. Następnie weszły wojska pruskie, z którymi w latach 1768-1769 toczyły potyczki odziały konfederatów barskich. W czasie I rozbioru Polski we wrześniu 1772 roku, Wąbrzeźno znalazło się w zaborze pruskim i w roku następnym ok. święta św. Jana Chrzciciela (24 czerwca) nastąpiło przejęcie dóbr biskupich na własność króla pruskiego Fryderyka Wilhelma II. Wąbrzeźno stało się własnością państwa pruskiego. Właścicielem ruin zamkowych i terenu zamku została gmina Podzamek. Przy biskupie Jędrzeju Ignacym Bayerze pozostały zamki w Starogrodzie i Lubawie. Podczas opisów miasta przez urzędników pruskich, zamek wąbrzeski nie jest już wspominany. W 1780 roku jego mury obwodowe były względnie dobrze zachowane i jeszcze 50 lat później ich wysokość wynosiła ok. 9 m. Z jego fundamentów można było odczytać również plany poszczególnych budowli. W 1792 roku spaliło się miasto i król pruski Fryderyk Wilhelm II, na prośbę mieszkańców zezwolił im na odbudowę swoich domostw z ruin zamkowych. W okresie wojen napoleońskich Wąbrzeźno wróciło pod panowanie polskie i podlegało w latach 1807-1815 pod Departament Bydgoski. W 1856 roku mieszkańcy gminy Podzamek uzyskali zezwolenie na wydobywanie z ruin zamku materiału budowlanego, który był wykorzystany później na budowę drogi do Radzynia. Wykopywano kamień z fundamentów sięgających nawet 15 stóp głębokości. W 1869 roku istniał jeszcze mur od strony północnej, długi na 50 stóp i wysoki na 30 stóp. W czasie prac rozbiórkowych w XIX wieku oraz w okolicy zamku w jeziorze, odnaleziono szereg różnych przedmiotów zabytkowych. Posiadają je muzea w Meklemburgu, Berlinie, Gdańsku, Grudziądzu i Poznaniu. W 1898 roku nastąpiła sprzedaż Góry Zamkowej, którą nabył jeden z posiadaczy parcel na tym terenie – Hostman. Po I wojnie światowej zarząd miasta odkupił od niego tą górę i w latach trzydziestych ją zadrzewiono, a następnie urządzono tam park. W czasie II wojny światowej i krótko po jej zakończeniu prowadzone były tutaj prace wykopaliskowe. W chwili obecnej teren wykopalisk jest niezabezpieczony, a relikty zamku ulegają dalszej destrukcji. źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Historia_Wąbrzeźna

Granda w Prokuraturze Rejonowej w Wąbrzeźnie

Grudziądz - Granda w Prokuraturze Rejonowej w Wąbrzeźnie - z cyklu chorobliwe patologie organów (nie)sprawiedliwości. Postanowieniem Ds.45/07 z dnia 26.04.2007 prokurator Prokuratury Rejonowej w Wąbrzeźnie W. Granda tradycyjnie "hurtowo" umarza śledztwo - cyt. "wobec braku znamion czynu zabronionego". http://www.aferyprawa.com/index2.php?p=teksty/show&dzial=prokuratura&id=1544

Historia szpitala w Wąbrzeźnie

Znalezione na: http://zozwabrzezno.webpark.pl/

Pierwsze informacje o szpitalu w Wąbrzeźnie sięgają, jak pisze w swej pracy Witalis Szlachcikowski ("Z dziejów szpitalnictwa w Wąbrzeźnie"), roku 1647, gdy w opisie parafii wąbrzeskiej wzmiankuje się o drewnianym szpitalu.
W roku 1887 na cele szpitalne przeznaczono dwa pomieszczenia znajdujące się w budynku policyjnym. Opiekę mogło tam znaleźć 4 pacjentów, a za ich pielęgnowanie i żywienie był odpowiedzialny mieszkający tam wachmistrz miejski.

1 października 1887r. Magistrat zawarł umowę najmu z Karolem Szymańskim, właścicielem budynku przy obecnej ul. Grudziądzkiej, w celu urządzenia w nim szpitala. Miasto ponosiło koszty zatrudnienia lekarza i utrzymania szpitala. 6 chorymi, przyjmowanymi na podstawie pisemnego zlecenia burmistrza, opiekowały się dwie diakonistki. Opłata za dzień pobytu wynosiła 50 fenigów. Kierownikiem szpitala został lekarz powiatowy dr Heise, którego wynagrodzenie wynosiło 300 marek rocznie. Do szpitala mogli być przyjęci chorzy rokujący szansę wyzdrowienia w ciągu sześciu miesięcy. Np., w roku 1888 przyjęto do szpitala 62 pacjentów - wyleczono 34, 13 poprawił się stan zdrowia, nie wyleczono 8, 3 pacjentów zmarło.

Latem 1899r. ukończono budowę szpitala przy obecnej ulicy Wolności, urządzony i wyposażony szpital przekazano zakonowi joanitów, dyrektorem został lekarz powiatowy dr Hopmann. W szpitalu pracowały 3 pielęgniarki (diakonistki) i 1 pielęgniarz. Koszt budowy i urządzenia szpitala wyposażonego w urządzenia wod.-kan. i elektryczne siegnął kwoty 80 tyś. marek. Placówka posiadała salę operacyjną, celę dla umysłowo chorych, łazienkę, 13 sal mieszczących 40 pacjentów, pokój służbowy i pomieszczenie dla personelu. Oprócz lekarza powiatowego w Wąbrzeźnie praktykowało jeszcze dwóch lekarzy: dr Szczepański i dr Wolff, a także 4 położne. Szpital był prowadzony przez maltański zakon joanitów do kwietnia 1939r., jego utrzymanie było finansowane głównie z darowizn i funduszy fundacji.

W kwietniu 1939r. szpital przejęły władze miejskie; liczył wówczas 25 łóżek i mieścił się w budynku, w którym zlokalizowane są obecnie oddziały: pomocy doraźnej, chirurgiczny i położniczo-ginekologiczny. W szpitalu pracowali wówczas lekarze: Podlaszewski, Kaźmierczak, Górski, Kawczyński, Szczepański i Leszkowski.
Po II wojnie w zniszczonym szpitalu brakowało podstawowej aparatury medycznej, narzędzi, bielizny i lekarstw. Dzięki pracy m.in. lekarza powiatowego dr Woźniewskiego, dyrektora szpitala dr Pietrzyka oraz dr Mnichowskiej udało się szpital uruchomić, a pod koniec 1949r. placówka liczyła 110 łóżek.

Obecnie w skład Zakładu Opieki Zdrowotnej Szpitala Powiatowego w Wabrzeźnie wchodzi:
szpital (oddziały: wewnętrzny, chirurgiczny, ginekologiczno-położniczy, zakład opiekuńczy), odział pomocy doraźnej i przychodnia POZ.
Dyrektorem Zakładu Opieki Zdrowotnej Szpitala Powiatowego jest mgr Czesław Wicher, zastępcą dyrektora - lek.med. Konrad Flis.

Zdjęcia z lat 1945-1976:


wtorek, 4 września 2007

Kolej Powiatowa Wąbrzeźno i jej wagony elektryczne.

Stacja Wąbrzeźno Miasto w 1910 roku. Przy peronie wagon elektryczny nr 1.

Uruchomiona w 1873 r. linia ko­lejowa z Torunia do Inster- burga (po drugiej wojnie świa-towej: Czerniachowsk) ominęła miasto powiatowe Briesen (od 1920 r. Wąbrzeźno). Górnośląskie Towarzy-stwo Kolejowe budujące tę linię kolejową urządziło w pobliżu miasta stację i dworzec kolejowy, lecz odległość 3 km od miasta wyda­ła się jego mieszkańcom zbyt duża. Miasto było centrum hodowli koni, uprzemysłowione i zasobne, więc od 1893 r. rozpoczęło starania budowy normalnotorowej kolei łączącej je ze stacją kolejową. Koncesję budowy i eksploatacji kolei otrzy-mało Wschodnioniemieckie Towarzystwo Kolei Lokalnych (Ostdeutsche Kleinbahngesellschaft) w Bydgoszczy. Koncesję wydano na budowę tramwaju (Strassenbahn), natomiast przedsięwzięcie zatwierdził 21 maja 1896 r. pruski Minister Robót Publicznych jako Kolej Lokalną (Kleinbahn). Budowę kolei rozpoczęto 15 sierpnia 1897 roku. W tymże czasie Północnoniemieckie Akcyjne Towarzystwo Elektryfikacyjne (Norddeutsche Elektrizitats-Aktiengesellschaft) w Gdańsku uruchomiło w Wąbrzeźnie elektrownię, więc Wschodnioniemieckie Towarzystwo Kolei Lokalnych postanowiło wprowadzić trakcję elektry-czną zasilaną z tej ele­ ktrowni na budowanej kolei. Rząd Pru­ski poparł tę decyzję przyzna-niem dodatkowo 49500 marek na elektryfikację kolei. Była to pierwsza w Króle­stwie Pruskim elektryczna kolej lokalna.

Stacja Wąbrzeźno Miasto w latach 30-tych. Przy peronie wagon elektryczny nr 1. Kolej uruchomiono 1 kwietnia 1898 roku. Długość linii kolejowej wy­nosiła 3,28 km, z tego 1,06 km na grun­cie własnym, pozostałe 2,22 km pojedynczego toru ułożono wzdłuż drogi publicznej. Na placu przed budyn­kiem dworca kolejowego Wąbrzeźno urządzono stację kolei lokalnej z dwo­ma torami, a na wschodnim krańcu miasta urządzono stację Wąbrzeźno Miasto z czterema torami, budynkiem stacyjnym, magazynem, rampą ładunkową, szopą na tabor kolejowy wraz z podręcznym warsztatem.

Wagon elektryczny nr 1 w lecie 1940 roku na stacji Wąbrzeźno Miasto.

Kolej zatrudniała: jednego zawiadowcę stacji, jednego pracownika przyjmującego i wydającego przesyłki towarowe i sprzedającego bilety i dwóch maszynistów. Dziennie kursowało 9 par pociągów pasażerskich do każdego pociągu dalekobieżnego zatrzymującego się na stacji kolejowej Wąbrzeźno, a ponadto pociągi towaro­we zależnie od potrzeb transportowych. Kolej była przedsięwzięciem rentow­nym. W 1910 r. Wąbrze-źno liczyło 8177 mieszkańców. W 1911 r. kolej przewiozła 109044 pasażerów, więc około 300 dziennie i 58805 t towarów, zatrudniała pięciu urzędników i trzech maszynistów. W 1920 r. powiat i mia­sto Wąbrzeźno w wyniku plebiscytu przyłączono do Polski. Kolej nazywała się od tego czasu Kolej Powiatowa Wąbrzeźno, a nadzór nad jej eksploata­cją przejęły PKP. Także po drugiej wojnie światowej kolej pozostała przedsiębiorstwem komunalnym niezależnym od PKP.

Wagon elektryczny nr 3 w lecie 1940 roku przy magazynie i szopie dla taboru kolejowego na stacji Wąbrzeźno Miasto.

Dwa wagony elektryczne zbudo­wała w 1898 r. firma Beuchelt & Co w Zielonej Górze (obecnie na jej terenie mieści się fabryka wagonów i lokomo­tyw spalinowych Zastal). Wyposażenie elektryczne wagonów do-starczyła firma O. L. Kummer w Niedersedlitz koło Drezna. Te dwa wagony elektryczne obsługiwały zarówno po-ciągi pasażer­skie jak i towarowe. W 1900 r. zakupio­no trzeci wagon elektryczny wyłącznie do przewozu towarów. Kolej miała tak­że własne wagony osobowe i towarowe. Każdy wagon elektryczny miał moc wystarczającą do ciągnięcia trzech dwuosiowych wagonów wraz z ładun­kiem. Wycofano je z eksploatacji w po­łowie lat 60-tych, wówczas też zlikwidowano trakcję elektryczną zastępując ją lokomotywami spalinowymi PKP serii SP30. Konstrukcja wagonów elektrycz­nych:

konstrukcja wagonu

Wagon elektryczny z przedziałem pocztowym Kolei Powiatowej Wąbrzeźno.

Rysunek w skali 1:87 wykonał Klaus - Joachim Schrader

Napęd: Elektryczny, prądu stałego o na­pięciu nominalnym.0,5 kV, przewód zasilający zawieszony nad torem kolejowym. Dwa silniki trakcyjne, szeregowe, czterobiegunowe, z przewie­trzaniem własnym. Regulacja mocy oporowa przez nastawnik bębnowy ty­pu tramwajowego. Podwozie: Rama nitowana z walcowanych kształtowników stalowych. Dwa zesta­wy kołowe ułożyskowane ślizgowo, każdy napędzany jednostopniową przekładnią zębatą przez silnik elektryczny zawieszony za nos. Łożyska zestawów kołowych ślizgowe, prowadzone w widłach blaszanych przynitowanych do ramy. Sprężynowanie jednostopniowe ze sprężynami piórowymi nad łożyska­mi osiowymi zestawów kołowych. Nadwozie: Szkielet pudla wagonu nitowany z walcowanych kształtowników stalo­wych wyłożony listwami drewnianymi, dach pokryty z zewnątrz blachą stalo­wą. Na dachu dwa pałąkowe zbieracze prądu. W pudle wagonów nr 1 i 2 kolej­no: • przedsionek wejściowy ze stanowi­skiem maszynisty, • pomieszczenia dla pasażerów dru­giej i trzeciej klasy przedzielane ścianą działową, większe z 16 miej­scami siedzącymi trzeciej klasy, mniejsze z 8 miejscami siedzącymi drugiej klasy, • przedział bagażowy z pólkami na bagaż, • przedział do przewozu poczty z pół­kami na paczki, regałem do sorto­wania listów i piecem węglowym ogrzewania, • kabina maszynisty. Siedzenia dla pasażerów trzeciej klasy twarde z ławkami z lakierowa­nych listew drewnianych, dla pasa­żerów drugiej klasy miękkie pokryte tkaniną. Okna w przedziałach pasa­żerskich opuszczane w dół, pozosta­łe okna stałe, w przedziałach do przewozu bagażu i poczty okratowane. W pudle wagonu nr 3 kolejno: • kabina maszynisty, • przedział do przewozu towarów • kabina maszynisty. • Okna stałe, w przedziale do przewo­zu towarów okratowane. Wyposażenie: Hamulec pneumatyczny, samo­czynny, systemu Knorr. Hamowane wszystkie koła obustronnie żeliwnymi klockami.

Oświetlenie elektryczne ża­rowe.

Ogrzewanie pomieszczeń dla pasażerów brykietami żarzącego się węgla drzewnego umieszczonego w blasza­nych szufladach wsuwanych od zew­nątrz wagonu do blaszanych skrzyń, pod siedzeniami dla pasażerów.

Prze­wietrzanie pomieszczeń wagonów przez wywietrzniki na dachu.

Fotografie ze zbiorów: Csallner, Herbener i Bufe zamieszczone w: • Siegfried Bufe: Strassenbahnen in Ost-und Westpreussen,Bufe - Fachbuch Verlag, Egglham und Mnchen 1987, str. 174, • Siegfried Bufe: Eisenbahnen in West-und Ostpreussen, Bufe - Fachbuch Verlag, Egglham und Mnchen 1987, str. 106 i 108. Krzysztof Zintel Weingarten artykuł pochodzi ze strony: http://www.wabrzezno.isx.pl/

QASSA

Search

page counter

GOŚCIE ONLINE

Archiwum bloga

PISZ BLOGA !!!

Aby zamieścić posta w blogu wystarczy wysłać jego treść na podany niżej adres. Posty trafiają automatycznie i są anonimowe! Zasady zamieszczania na dole strony.

NOWY ADRES:
wabrzezniacy(kropka)anonim(małpa)blogger(kropka)com

Tani internet - Wąbrzeźno i okolice

Tani i szybki dostęp do internetu. Oferta dotyczy mieszkańców Wąbrzeźna i okolic.
Jak? Wystarczy, że napiszesz do nas na adres klikając w niego: p.cieslik@wno.net.pl W liście podaj adres planowanej instalacji i dane kontaktowe: osoba i numer telefonu. Odpowiemy Ci emailem lub skontaktujemy się telefonicznie. http://www.wno.net.pl/

Blog Archive

Obsługiwane przez usługę Blogger.